Translate

niedziela, 30 listopada 2014

Najfajniejsze plaże to, te ukryte!


Rzeczywistość wciągnęła nas z butami. Nawet nie zauważyliśmy, jak bardzo. Dlatego też szybkie hasło przed weekendem rozpaliło nasze głowy na nowo. A może kierunek Jervis Bay?

W szafie trzymamy pudełko z ekwipunkiem. Gotowi na wojnę nuklearną, bądź polityczny przewrót jesteśmy w stanie spakować się w ciągu 20 minut i ruszyć na wyprawę, która może potrwać nawet pół roku. Wprawdzie wypad do Jervis Bay nie trwał tyle, to nie zastanawiając się zbytnio, w kilka minut zebraliśmy potrzebne informacje, wrzuciliśmy pakunki do samochodu i goł!

Jervis Bay to urokliwa zatoka położona około 170 km na południe od Sydney. Popularna przede wszystkim wśród mieszczuchów, ot takie świetne miejsce, by wyskoczyć na weekend. By zwiedzić zatokę, turyści w pierwszej kolejności wybierają jej północny brzeg, gdzie znajduje się ponoć, najbielsza ze wszystkich plaż. Nie wiemy, nie byliśmy! Ominęliśmy zatłoczoną północ i udaliśmy się na południe, w sam środek przepięknego Booderee National Parku.

O zmroku dojechaliśmy na camping, który był położony w samym środku przepięknego, pachnącego lasu eukaliptusowego. Tuż nad samą rzeką, z której miałem ponoć wyciągać rybę z rybą. Cudownie... Noc ciepła, a niebo pełne gwiazd.
Wszyscy, co nas dobrze znają, wiedzą jaką dużą rolę przywiązujemy do weekendowych śniadań. Uwielbiamy je. Świeże owoce, warzywa, pycha pieczywo, a świeżo parzona kawa to podstawa! Tym razem zabraliśmy ze sobą wulkaniczną arabicę, przywiezioną z Vanuatu.
Wstaliśmy wcześnie rano, by jak najdłużej cieszyć się śniadaniem w lesie. Aromat kawy przyciągnął tutejsze leśne zwierzęta - czytaj kangury, które z niesłychaną nonszalancją, niczym starzy kumple, dotrzymywały nam towarzystwa.

Kawa wypita. W drogę. Udaliśmy się na zwiedzanie parku. Pięciokilometrowy Munyunga trial, odpoczynek i snorkeling na Murrays Beach, były naszymi punktami. Pomimo upału woda była dość chłodna. Z wielką przyjemnością suszyliśmy się na ręcznikach, z wielką przyjemnością nie spoglądałem na telefon i zegarek.
Po drodze była jeszcze historyczna latarnia morska, ale po dotarciu do niej, okazała się raczej jej ruinami, a w ogóle, to podobno latarnia została wybudowana, nie w tym miejscu co powinna (sic!).

Jednak to co zobaczyliśmy kolejnego dnia całkiem rozłożyło nas na łopatki. D. za mało było chodzenia, wspinania, lasu i na mapie wyszukała Steamers Beach. Plażę, do której trzeba dojść kilka kilometrów piechotą. Australijczycy z natury są leniwi. Bo daleko, bo za wysoko, bo cały plażowy ekwipunek trzeba nieść ze sobą, bo za ciepło na taki spacer... Ale nie dla nas. Dla nas to był klucz. Skoro trzeba te parę kilometrów podejść, to znaczy, że nie będzie tłumów, a znając co nie co australijskie życie, nie będzie pewnie nikogo. Nie mililiśmy się! Plaża była puściutka, dzika, prze-pię-kna, a gdy do niej docieraliśmy, roztaczał się przed nami taki oto widok! Cały tylko dla nas!

Steamers Beach

Steamers Beach

Murrays Beach

Booderee National Park, obserwowanie wielorybów i delfinów

Booderee National Park, miejsce do obserwowania pingwinów

Steamers Beach

Steamers Beach

Steamers Beach

Governor Head, na odcinku Munyunga Waraga Trial, Booderee National Park

Steamers Beach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

fajnie, że jesteś z nami i komentujesz :)